Kiedy lata temu mój mąż usłyszał diagnozę to zatrzymał się nasz świat. Nowotwór. Jedno słowo, a niesie w sobie całą lawinę uczuć: niepewność, strach, rozpacz, pytania bez odpowiedzi. Każdy, kto tego doświadczył, wie, jak nagle zmienia się wtedy myślenie jak zaczyna się ważyć wszystko, co do tej pory wydawało się oczywiste.
Wtedy w tym czasie poczułam prawdę mojego ciała.
Od tamtej pory każdego dnia dbam o siebie. O zdrowie. O równowagę. O duszę. O spokój. O to, by nie żyć w lęku, ale w uważności i odpowiedzialności. I wiem, że nie przestanę bo ta droga nauczyła mnie więcej o życiu niż cokolwiek wcześniej.
Spotkałam przez te lata setki osób, które przechodziły przez podobne doświadczenia w rodzinie lub osobiście. Widziałam ich strach, zagubienie, poczucie bezradności ale też ich siłę, determinację i wielką wolę życia.
Widziałam ludzi, którzy wybierali różne metody: konwencjonalne, naturalne, łączone. I widziałam, jak bardzo każdy z nich pragnął jednego: ŻYĆ
Ale widziałam też odejścia. Te ciche, niewypowiedziane, niewidoczne dla świata. Bo odchodzą nie tylko osoby znane odchodzą zwykli, kochani ludzie. Ci, o których nie ma artykułów, wpisów, wspomnień w mediach. Ich historie znikają razem z nimi, choć równie mocno zasługują na szacunek i pamięć.
To doświadczenie choroby śmiertelnej, odejścia bliskiej osoby zmieniło we mnie wszystko. Strach, który znałam wcześniej, stał się czymś innym głębszym, pierwotnym, niemożliwym do ubrania w słowa. A jednocześnie pojawiła się nadzieja, która potrafi istnieć nawet tam, gdzie wydawałoby się, że nie ma już miejsca na żadne światło.
Nadzieja, którą niesiemy w sercu, kiedy jesteśmy tak bardzo złamani, że jedynym wyborem jest albo się rozpaść, albo powoli składać swoje życie na nowo.
Wiem, czym jest lęk o własne zdrowie.
Wiem, czym jest strach o życie kogoś, kogo kochasz najbardziej na świecie.
Wiem, czym jest bezradność, gdy nie możesz już nic zrobić.
I wiem też, czym jest siła ta, która przychodzi po czasie, cicha, ale prawdziwa.
Dziś, patrzę na tych, którzy przechodzą przez chorobę nowotworową, z innym rodzajem współczucia. Nie z góry. Nie z miejsca teorii. Ale z miejsca człowieka, który widział i doświadczał. Każdego dnia wspieram tych, którzy wciąż żyją w lęku, w zawieszeniu, w niepewności. Tych, którzy boją się badań, wyników, nawrotu. Tych, którzy stracili swoich bliskich i próbują odnaleźć sens. Tych, którzy walczą nie tylko z chorobą, ale z samotnością, z przerażeniem, z poczuciem niesprawiedliwości. I powtarzam im jedno:
Masz prawo czuć strach.
Masz prawo czuć nadzieję.
Masz prawo wybrać swoją drogę.
Masz prawo dbać o siebie tak, jak czujesz, że tego potrzebujesz.
Moja historia nie jest historią idealną ani prostą. Jest historią życia naznaczonego chorobą osoby bliskiej, stratą, walką, ale też ogromną miłością, wiarą i codzienną troską o siebie.
I dlatego dalej będę mówić, wspierać, towarzyszyć tym, którzy są w drodze, i tym, którzy zostali. Bo nikt nie powinien przechodzić przez to w samotności.
A pamięć o tych, którzy odeszli jest we mnie żywa każdego dnia. Ona uczy mnie, by żyć naprawdę. By cenić każdy oddech. By nie odkładać życia na później.
I by szanować każdy wybór, bo w chorobie najwięcej znaczy właśnie to: wolność, godność, wsparcie i miłość.