Uczę się tego od lat i chyba nigdy nie przestanę. To cała miłość, którą chcesz dać, ale nie możesz. Cała ta nieprzeżyta miłość, która gromadzi się w kącikach twoich oczu, w guli w gardle i w pustce, którą czujesz w klatce piersiowej.
Żałoba to po prostu miłość, bez miejsca, do którego mogłaby się udać.
Strata kogoś bliskiego to nie tylko pożegnanie jego obecności. To nauka życia z jego nieobecnością. To patrzenie na miejsce, w którym kiedyś był i czucie, że razem z nim odeszła część Twojej duszy. Żałoba nie zna czasu. Nie ma konkretnej daty, po której wszystko przestaje boleć ( mimo, że psychologia dzieli ją na etapy i sugeruje, że musisz przejść wszystkie aby mniej bolało).
Są dni, kiedy czujesz, że idziesz do przodu i takie, gdy jedno wspomnienie potrafi Cię zupełnie rozbić i położyć na kolana.
I to jest w porządku. To nie znaczy, że zawodzisz to znaczy, że wciąż kochasz, miłość, którą dałaś. I ta, którą otrzymałaś nie znika z ostatnim oddechem. Zmienia formę.
Staje się wspomnieniem. Zapachem, który nagle wraca. Melodią, która przywołuje twarz.
Albo łzą, która spływa po policzku bez ostrzeżenia. Czasem pojawia się poczucie winy — bo się śmiejesz, bo idziesz dalej, bo żyjesz. Ale życie to nie zapomnienie. To także forma pamięci. To sposób, w jaki niesiesz tę osobę w sobie w decyzjach, w czułości, w tym, kim się stajesz. Mów o niej. Wspominaj. Płacz, jeśli trzeba.
Ale też pozwól sobie iść dalej. Bo choć ta historia się zmieniła — ona nadal trwa.
Żyj tak, by tam, gdziekolwiek teraz jest, mgła być z Ciebie dumna.
A gdy poczujesz, że brak Ci sił… spójrz w niebo.
BO NAWET W NAJWIĘKSZYM BÓLU - WCIĄŻ JEST ŚWIATŁO